piątek, 30 sierpnia 2013

Ulubieńcy sierpnia.

Doszłam do wniosku, że mój gust co do wielu rzeczy zmienia się tak szybko, że raz w miesiącu będę robić właśnie taką notkę: "Ulubieńcy miesiąca". Oczywiście, jeżeli o niej nie zapomnę.:) Zaczynamy:

1. Oczywiście na pierwszym miejscu jest bezkonkurencyjna szczotka, jeden z moich najświeższych nabytków, możecie poczytać co o niej sądzę tutaj.


2. Lakier Rimmel Salon PRO Lycra. Kolor 247. Isn't she precious?
Uwielbiam go właśnie za ten delikatny, elegancki odcień. Utrzymuje się 3-4 dni, kosztował ok. 18 zł. Na dzień dzisiejszy jest moim ulubionym.



3.  Playboy Play It Sexy. Dostałam je w czerwcu, ale właściwie dopiero teraz się do nich przekonałam, wcześniej chciałam skończyć Pumę Jam. Są bardzo słodkie, ale nie duszące - ideał<3


4. Shontelle - Impossible.
<3


5. Bluza Hukk.


5. Postcrossing.com - już wcześniej byłam zarejestrowana na tej stronie, ale dopiero teraz odkryłam radość z dostawania pocztówek.:)

6. Jedzenie w McDonaldzie.
Taak, jeszcze w żadnym miesiącu nie zjadłam tyle fast foodu, co w sierpniu.:)

7. Harry Potter - dzięki TVN-owi.


To chyba wszystko.:)


czwartek, 29 sierpnia 2013

Tangle Treezer + stan moich włosów.

Szczotka przyszła w zeszły piątek. Używam jej od tamtej pory przy każdym czesaniu. W Internecie można przeczytać mnóstwo recenzji tej szczotki, większość głosi, że jest to produkt idealny. A jakie jest moje zdanie?



Na boku opakowania mamy zdjęcie i notkę od projektanta.
"I invented Tangle Treezer because tangles were not just a salon problem, but a global one. Colouring hair for 30 passionate years enabled me to identify and invent a true solution. Years of reseach and development led me to create a first never-seen-before detangling hairbrush. A hairbrush that looked different, felt different, so naturally performed differently. Now you have no excuse for bad hair days. Go on, change your hairbrush, not your lifestyle."




Mam falowane, niesforne włosy, które bardzo trudno rozczesać zarówno na sucho, jak i na mokro. Podeszłam do Tangle Treezera z pewną rezerwą, nie oczekiwałam cudów, a jednak - dostałam je. Szczotka wyrywa około 20 włosów rozczesując suche włosy rano i około 10 mokrych wieczorem. Nie jestem pewna, czy słowo "wyrywa" jest tu na miejscu - każdemu wypada dziennie do stu włosów, a skoro przy czesaniu znajdę na szczotce 30-50 dziennie (zależy, ile razy czeszę włosy), to chyba dobrze. Przynajmniej ja uważam, że tak, bo zwyczajną szczotką wyrywałam ich mnóstwo, sądzę, że co najmniej trzy razy tyle, pomimo używania kosmetyków, które miały pomóc przy rozczesywaniu.
Szczotka zwyczajnie nie szarpie włosów i tyle. Jakimś cudem radzi sobie nawet z moimi.


Martwiłam się odrobinę o to, że czesanie będzie niewygodne - szczotka zwyczajnie nie ma rączki, ale okazuje się, że trzyma się ją całkiem wygodnie.
Co więcej, można ją bez problemu myć - woda spływa między ząbkami, nie ma którędy wpłynąć do środka, a potem szybko wysycha.


Jedynym problemem dla mnie jest przenoszenie szczotki np. w torebce - boję się, że ją uszkodzę, bo ząbki są dosyć miękkie. Dlatego następnym moim zakupem będzie wersja Compact, niestety ta jest droższa, niż Salon Elite, którą mam.

Podsumowując - jest genialna, uwielbiam ją.:)
5/5 to jedyna ocena, którą mogę dać.

Teraz troszkę o moich włosach - byłam dziś u fryzjerki i podcinałam końcówki.
Zapuszczam włosy, więc chciałabym sprawdzać co jakiś czas, o ile urosły.
Dziś mają 28 cm po naciągnięciu (jak już pisałam, są falowane).
Wiem, że to niewiele, ale trzy lata temu obcięłam pół metra włosów, bo chciałam mieć krótką fryzurkę.
Ostatni raz obcięłam je naprawdę krótko w listopadzie 2011, czyli w niecałe dwa lata urosły prawie 30 cm (kilka razy przycinałam końcówki). To chyba nieźle. Następny pomiar w grudniu, może w styczniu.:)

środa, 28 sierpnia 2013

Bluza HUKK.

Wreszcie, po trzech tygodniach oczekiwania, dostałam paczkę z moją bluzą. Zamówiłam ją na Allegro, ale można zamówić również na Facebooku.






Bluza jest oczywiście na mnie za duża (rozmiar S/M), ale jak się ma wzrost ośmiolatka, to się nie dziwię. Nie narzekam, bo i tak dobrze wygląda. Uwielbiam ten nadruk. Materiał jest dosyć niespotykany, bo śliski, ale w taki przyjemny sposób. Pod spodem odrobina puszku, bardzo miła. Nadruk z tyłu jest taki sam jak z przodu. Kolory są dosyć mocne, bałam się, że będą bardziej "wyblakłe". Ogólnie - jestem zadowolona.:)


Wróciłam od dentysty i właśnie przechodzi mi znieczulenie - będę szczęśliwa, jak dożyję jutra. Chociaż nie: jutro mam egzamin.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Filiżanka:)

Przepraszam za moją chwilową nieobecność, ale naprawdę mam bardzo zabiegany tydzień.:) Wczoraj znów miałam egzamin, oczywiście nie zdałam go, ale tłumaczę sobie, że następnym razem musi być lepiej.
Jutro dentysta, w czwartek znów egzamin, w piątek okulista. Dziś fryzjer.

Dostałam dziś od Mamy filiżankę. Trochę na pocieszenie po egzaminie, a trochę na imieniny, które mam niedługo.

 Już pudełeczko mnie zachwyciło. Trzymam teraz w nim biżuterię.

Sami widzicie, że filiżanka jest strasznie słodka. Trochę w stylu gabinetu Umbridge. Czyli właściwie w moim stylu. Kocham koty. Była dostępna jeszcze z psami, ale stwierdziłam, że nie - koty są bardziej urocze.:)



A co w środku? Herbatka wspomagająca polecana przy trądziku z firmy Dary Natury. Kupiłam ją za niecałe 5 zł w delikatesach, jest dostępna również w sklepie internetowym tu. Piję ją od 22 sierpnia, więc nie mogę na razie powiedzieć, czy działa na trądzik, ale bardzo lubię jej specyficzny zapach i smak - przywodzą mi na myśl las.:)
Na pewno kupię inne wersje herbatek. Możecie poczytać o nich na stronie producenta.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Mam dosyć miłości.

Myślicie, że jeżeli jest się ze sobą od 4 lat, to jest wyłącznie dobrze?
Nic bardziej mylnego.

Wczoraj było cudnie, bajecznie, idealnie - bańka pękła.




sobota, 24 sierpnia 2013

Mój mały ranking piłkarzy.:)

Widziałam już na blogach różne rankingi, ale takiego jeszcze nie, a ja lubię piłkę nożną, więc pomyślałam, że może zrobię właśnie taką notkę.:)

Miejsce 5.
Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro, którego możemy zacząć nazywać już powoli "nieśmiertelnym". Dlaczego tak nisko? Bo już dawno mi się znudził - ileż można? Już pierwszej świeżości nie jest, bo to przecież rocznik '85. Mamy 186 cm wzrostu, czyli o trzy za dużo, aby mieścił się w moich kanonach piękna (nie ważne), gra sobie w reprezentacji Portugalii, możemy podziwiać go również w Realu Madryt, ale czy na pewno podziwiać? Darujmy może te jego skandale, sweet fotki itp., bo to już nikomu się nie podoba. W ogóle to wiedziałyście, że on ma takie długie nazwisko?


Miejsce 4.
Robert Lewandowski. Za co? Za reklamę.:D Tę z samochodem. Podobała mi się. Poza tym ma 184 cm wzrostu, więc już lepiej i jest o trzy lata nowszy, niż Ronaldo. Jest względnie nisko w moim rankingu, bo jest zwyczajnie zbyt popularny - Lewandowski ziewał, Lewandowski srał, a co mnie to obchodzi? Ogólnie wrażenie dobre, ale ja nie lubię żółtego, a przecież w tym kolorze głównie występuje.


Miejsce 3.
Łukasz Piszczek, w moim świecie znany jako "Pyszczek". Ogólnie to ma same minusy - o jeden centymetr za wysoki, stary, bo z '85r., gra w żółtej koszulce, w której mu okropnie, goli nie strzela, bo obrońca... Ale jakiś taki pocieszny jest.



Miejsce 2.
Oscar dos Santos Emboaba Junior, czyli moje najnowsze odkrycie. Rocznik '91, więc niemalże świeże mięso, tylko 4 lata starczy ode mnie. Trzy centymetry za niski (180cm), pomocnik, gra w Chelsea z numerem 11, ale cóż to kogo obchodzi? 


Miejsce 1.
Taratatatatam!
Neymar da Silva Santos Junior, czyli ktoś, dzięki komu mam ochotę przerzucić się na kibicowanie Barcelonie, z czego byłby zachwycony mój kolega z klasy.:) Rocznik '92, całkiem mały (175 cm), również z numerem 11. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, jak gra..., ale co to zmienia?:)



Dobrnęłyśmy.:) Jak się mają Wasze rankingi do mojego? A może nie oglądacie piłki nożnej? Jeśli nie "noga", to co? 


piątek, 23 sierpnia 2013

Przyjaźń damsko-męska w praktyce.

O przyjaźni damsko-męskiej pisałam tutaj. Jednak było to rozważanie typowo teoretyczne, chciałam wyrazić po prostu swoje zdanie. Dziś natomiast mam dla Was przykład z życia wzięty, całkiem świeży, jeszcze nie opowiadany nikomu, może nawet nieprzemyślany wystarczająco.
Na kursie na prawo jazdy poznałam chłopaka młodszego ode mnie. Nie rozmawialiśmy, bo ja jestem słodką idiotką, a on jest nieśmiały, ale kilka dni temu do mnie napisał - jak mi idzie zdawanie itp. Popisaliśmy trochę, poużalaliśmy się nad trudnością egzaminów itp. Dobrze się nam gadało, ale wczoraj zrobił się hm, bardziej rozgadany - zaczął zwracać się do mnie zdrobniale, potem powiedział, że mój chłopak jest szczęściarzem. No cóż - szkoda, mógł być fajnym kumplem. Być może przyjaźń między nami byłaby możliwa, gdybyśmy oboje byli brzydcy, albo chociaż ja.

Dostałam dziś paczkę z Tangle Treezerem! Możecie spodziewać się recenzji za kilka dni:)

czwartek, 22 sierpnia 2013

O tatuażach.

Dziś obiecany post o tatuażach, postanowiłam zrobić go w formie pytań i odpowiedzi.


  1. Najczęściej zadawanym mi pytaniem, szczególnie przez obcych ludzi na ulicy, jest: "Są prawdziwe?"
    No cóż, są prawdziwe, nie namalowała mi ich koleżanka markerem ani nie zrobiłam ich sobie henną nad morzem. To pytanie jest najidiotyczniejszym, jakie można zadać osobie, która ma tatuaż/e. Ręce mi opadły, kiedy zapytała mnie o to koleżanka z klasy.
  2. Kiedy już zainteresowany wie, że są prawdziwe, najczęściej pyta: "Bolało?"
    Jest to kolejne pytanie, które uznaję za bezsensowne, ponieważ nie jestem w stanie jednoznacznie na nie odpowiedzieć, a nie mam ochoty wdawać się w dłuższe rozmowy z obcymi na ulicy. Kiedyś pytania nr 1 i 2 zadał mi koleś, który ma mnóstwo tatuaży, nie wiem, czy jego takie zapytania nie denerwują, czy ich nie słyszy - w końcu faceta nie ma prawa boleć, bo to facet, nie naklei sobie również tatuaży z chipsów, o co przecież mnie można podejrzewać. Wracając do kwestii bólu: Ja dzielę ból w swoim życiu na przyjemny i niepożądany. Ból podczas robienia tatuażu (dla mnie!) jest czymś motywującym, lubię go, choć tatuowanie trwa długo i chwilami rzeczywiście boli, ale ja to polubiłam. To taka kilkugodzinna medytacja przy brzęczeniu maszynki przerywana chwilami rozmową z tatuażystą, ewentualnie żartobliwym krzykiem "ałua!".
  3. Inni, zamiast "Bolało?", wolą pytanie "Ile kosztowały?".
    Tutaj najczęściej podaję kontakt do tatuażysty i każę się jego zapytać. Uznaję to pytanie za wyjątkowo chamskie i niedelikatne. Dobry tatuaż nie równa się tani tatuaż, ot co!
  4. Czy planuję jeszcze tatuaże?
    Oczywiście, zostało mi jeszcze bardzo dużo ciała.:)
  5. Nie martwisz się, że tatuaże mogą być przeszkodą np. w znalezieniu pracy?
    Zdaję sobie z tego sprawę i dlatego tatuuję miejsca, które łatwo można przykryć ubraniem, a kiedy one się skończą, zacznę się o to martwić. Na razie nie planuję nowego tatuażu, myślę, że najwcześniej za rok.
  6. Co masz wytatuowane? Symbolizuje to jakieś wydarzenia, czy osoby? (http://angieofficial.blogspot.com/)
    Poniżej macie tatuażowe inspiracje, gdzieś pomiędzy nimi są wzory, które już mam, ale nie powiem, które, ponieważ chcę zachować największą możliwą szansę na anonimowość. Moje tatuaże nie symbolizują niczego, po prostu są to wzory, które bardzo mi się podobały, ale planuję, kiedyś w przyszłości, zrobienie tatuażu związanego z Gabrielem (nie, nie będzie to jego imię!:D)
  7. Tatuaż to decyzja na całe życie, myślisz, że kiedyś będziesz żałować, że je zrobiłaś? Jeśli tak, to czy zdecydowałabyś się na usunięcie? (http://mira-bell.blogspot.com/)
    Wiedziałam, że będę miała przynajmniej jeden tatuaż od 5 klasy szkoły podstawowej, więc parę ładnych lat temu. Sądzę, że dobrze przemyślałam tę decyzję. Nie, nigdy nie zdecydowałabym się na usunięcie - szkoda mi pieniędzy, poza tym zostają blizny.
  8. Jak przebiega gojenie? Szczepiłaś się przed zrobieniem tatuażu? (http://pooczwarka.blogspot.com/)
    Nie, nie szczepiłam się. Uważam, że wybierając zaufany salon tatuażu, nie muszę przejmować się chorobami. Należy pamiętać, że zawsze lepszy jest droższy salon, nie należy na tym oszczędzać. Warto też zapytać znajomych o opinie, wielu tatuażystów ma również strony np. na facebooku, gdzie możesz poczytać o tatuażyście i obejrzeć jego prace.
    U mnie gojenie przebiega bardzo dobrze - już po tygodniu jest okej. Tatuażysta Ci wszystko wyjaśni, ja miałam dwa razy dziennie przemywać tatuaż i co trzy godziny smarować maścią, poza tym najlepiej, aby był on na powietrzu, ale pod ubranie trzeba zaklejać go folią. Ogólnie tatuaże goją się 1-3 tygodnie, nie jest to bardzo przyjemne, bo miejsce często jest opuchnięte i swędzi, ogólnie trzeba na nie uważać.

Troszkę inspiracji - a nuż komuś się spodoba?:)



Tatuaż - podwiązka? Biorę!:)



Oczywiście, że zrobię sobie kiedyś tatuaż związany z Harrym Potterem...

... ale niekoniecznie Zgredka ...

... godło Hogwartu jest o wiele bardziej na miejscu. Lub feniks, ale czy tak duży jak na pierwszym zdjęciu?

Marzenie mojej siostry.:)





środa, 21 sierpnia 2013

Moja matura + trochę info.

Witajcie, 
Dziś post krótki, ale zabiorę się za bloga od jutra; obiecuję posty tematyczne i regularne komentowanie Waszych blogów!
Wczoraj sprawdziłam, czy są już ustalone terminy matur na 2014 rok. Oczywiście jest to dla mnie szczególnie interesujące, ponieważ będzie to moja matura. Wszystko już wiem, więc pozostało mi Was poinformować, że zdaję:
  • język polski podstawowy 5 maja
  • matematykę podstawowa 6 maja
  • język angielski poziom podstawowy i rozszerzony 7 maja
  • język polski rozszerzony 8 maja
  • biologię podstawową 12 maja,
co oznacza, że mieszczę się z maturą pisemną w jednym tygodniu + matura ustna, na którą leję.

Dodatki na bloga
Kolejną dobrą wiadomością jest to, że zakończenie roku szkolnego wypada na 25 kwietnia, a potem mam najdłuższe wakacje w życiu, co brzmi obiecująco.


Przygotowałam dla Was kilka tematów postów, jutro zaczynamy notką o tatuażach, być może cyklem postów na ten temat. Od pół roku mam tatuaż (właściwie to dwa i bynajmniej nie miniaturowe), więc na własnej skórze przekonałam się, jak wygląda tatuowanie, gojenie i późniejsza pielęgnacja.
Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące tatuaży, piszcie je w komentarzach, a w następnej notce na nie odpowiem, oczywiście z podaniem linku do bloga, którego właściciel zadał pytania.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Pocztówkowy problem + coś niecoś o moim egzaminie.

Hej Kochane!:)
Wczoraj przyszła do mnie kartka z Tajwanu, dziś moja powędrowała do Niemiec. Co prawda wysłanie pocztówki za granicę kosztuje 5 zł, ale któż by się tym przejmował, prawda? Większy problem jest z tym, gdzie można kupić taką kartkę, bo dwie ostatnie, które wysłałam, były ze zdjęciami mojego miasta. Poczta odpada, bo tam można znaleźć tylko kartki z moim miastem, z Warszawą i okolicznościowe, co mnie nie satysfakcjonuje - kogo obchodzi to moje zadupie? Przejrzałam Internet i okazało się, że wielu ludzi ma podobny problem. Niestety, nikt go nie rozwiązał. Wszyscy polecają kupować kartki przez Internet, są śliczne i w rozsądnej cenie, ale wysyłka już nie jest tak rozsądna, a ja nie mam ochoty płacić za pocztówkę prawie 10 zł. Mam kalendarz pocztówkowy z pieskami, ale na zdjęciach są cytaty po polsku, więc nie wiem, czy wypada wysłać taką kartkę komuś, kto nie zna języka. Chyba, ze przetłumaczyłabym cytat na angielski, to zawsze jakieś wyjście. Jakimś wyjściem jest również robienie pocztówek własnoręcznie, ale nie mam na to czasu. Jeżeli znajdę coś zadowalającego, to pokażę Wam wyniki moich poszukiwań.

Wczoraj napisałam tylko ogólnie, że nie zdałam, ale dziś powiem Wam coś więcej. Być może gówno Was to obchodzi, ale znajomy psychoterapeuta twierdzi, że pisanie o wydarzeniach jest dobrym sposobem na wyrażanie emocji - emocje, których nie uwolnimy, siedzą w nas dopóki nie będzie ich zbyt wiele i wtedy wychodzą jako różne dolegliwości - w przypadku kobiet zazwyczaj jako ból głowy. A ja nie lubię, kiedy boli mnie głowa.
Zaczynamy:
Byłam maksymalnie zestresowana. Wiecie, że lubię jeździć samochodem, ale nie mam do tego powołania - nie przychodzi mi to intuicyjnie, musiałam się namęczyć w czasie kursu, aby wszystko wychodziło tak, jak trzeba. O 14:25, z pięciominutowym opóźnieniem, egzaminator przeczytał: "Pani Przecudowna proszona jest na plac manewrowy". Toteż odrzuciłam włosy, podniosłam głowę wyżej, uśmiech i idziemy deptakiem kołysząc biodrami jak modelka. Pierwsze wrażenie wywarłam dobre, bo "nie zauważył" moich późniejszych błędów, ale o tym zaraz. Miałam sprawdzić sygnał dźwiękowy i światła cofania. W sumie nawet wytłumaczył mi, jak to zrobić... Mówiłam, że był miły? Oczywiście ja wiem, jak to sprawdzić, no ale skoro jego męska duma nakazywała mu prowadzić mnie, zagubioną piękną owieczkę, to przecież nie każę mu się zamknąć. "Pani Przecudowna, teraz ma pani czas na przygotowanie się do jazdy.". No dobra. Ustawiłam nawet zagłówek. Nawet o tym pamiętałam. O czym nie pamiętałam? O ustawieniu lusterek oczywiście. Ci z Was, którzy robią kurs lub mają to już za sobą wiedzą, że zrobienie poprawnie łuku bez ustawionych lusterek jest właściwie niemożliwe. No cóż, nie było odwrotu - wjeżdżam na łuk (Pani Przecudowna, wjedzie Pani na łuk sama?), jadę i ustawiam sobie na odczep się lusterka (przede mną jeździł ktoś sporo wyższy ode mnie, co mnie wcale nie zdziwiło, bo mam 157 cm wzrostu). Gabriel i mój brat obserwowali cały czas, jak robię łuk, Egzaminator łaził za mną. Podobno, kiedy jechałam do tyłu, najechałam na linię, ale nic mi nie powiedział (z tego co wiem, to nie można). Ruszanie pod wzniesienie też wyszło mi bardzo dobrze. A potem? Powiem tylko tyle - daleko nie zajechałam. Uważam, że Egzaminator był dla mnie bardzo łaskaw, ponieważ za nieustawione lusterka i najechanie linii wiele osób wylatuje z L-ki, ale tak, jak już mówiłam, mam dar do mężczyzn.
Wnioski:
Jestem z siebie zadowolona. Po prostu nie mogłam zdać za pierwszym razem, to nie było możliwe. Byłam za bardzo zdenerwowana. Z nerwów nie zastanawiałam się zupełnie, co robię, więc nie musiałam długo czekać na popełnienie dwóch błędów. Plac wyszedł mi naprawdę dobrze. W nagrodę poszliśmy we trójkę do McDonalda. Następnym razem pójdzie mi jeszcze lepiej.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Już po wszystkim.:)

Pierwsze podejście do egzaminu praktycznego na prawo jazdy już za mną. Niestety - nie ostatni. Tak, czy inaczej, jestem z siebie zadowolona; jak na pierwszy raz szło mi naprawdę dobrze, nie mam do siebie pretensji. Nie potrafiłam opanować nerwów.
Dostałam dziś kartkę z Tajwanu, bardzo się ucieszyłam.:) Dołączyliście już do strony postcrossing.com? Jutro wysyłam kartkę do Niemiec.:)
Sądzę też, że od jutra zaczną ukazywać się normalne posty, bo ostatnio mam problemy z czasem i motywacją - zaczęłam robić się leniwa w wakacje.

sobota, 17 sierpnia 2013

O sobie.

Na wielu blogach pojawia się tag "20/30/50 faktów o mnie". Również chciałabym Wam coś więcej o sobie opowiedzieć, ale niekoniecznie określając ilość podpunktów - nie lubię być ograniczona, nie mam zamiaru wymyślać kolejnych punktów na siłę.
Gotowi? Zaczynamy:
  1. Nie jestem leniwa. Być może tylko, jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne. Nauka przychodzi mi z łatwością, być może dlatego właśnie, że ją lubię.
  2. Kocham książki. Czytam i czytam. Pisać też lubię, widzicie chyba.
  3. Lubię sprzątać. 
  4. Kocham zwierzęta. Najbardziej koty, chociaż mam na nie alergię.
  5. Mam dwa tatuaże, ale to jeszcze nie koniec. Planuję więcej i więcej.
  6. Najwięcej kolczyków w jednym momencie mojego życia: 8 w różnych częściach ciała. Zostały trzy w uszach. Chciałam tez w języku, ale reszta słabo się goiła, więc sobie darowałam.
  7. Kocham wszystko, co dziewczęce i słodkie. Uwielbiam kokardki, misie i różowy kolor. Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że wyglądam jak chińska laleczka. Podobno mam przezwisko "lolitka" KLIK, ale ja wolę określenie "kawaii" KLIK. Sądzę, że po wyjeździe na studia, w większym mieście, będę mogła być jeszcze słodsza nie rażąc tym nikogo.
  8. Nie wyglądam na 18 lat. Ludzie rzadko mówią mi "pani", a potem zauważają tatuaż lub widzą dowód i przepraszają. Nie przeszkadza mi to.
  9. Uwielbiam komplementy, choć nie we wszystkie wierzę.
  10. Uważam, że jestem ładna, ale czasem miewam kompleksy. Moi znajomi nie wiedzą, dlaczego.
  11. Chcę wachlarz i koronkową parasolkę! I kupię, ale w przyszłe lato.
  12. Nie mam ręki tylko do dwóch rzeczy: siatkówki i samochodów.
  13. Moim największym problemem, jeśli chodzi o prowadzenie samochodu, jest to, że nie mogę skupić się na jednej rzeczy, tj. samochodzie, bo: albo oglądam i w myślach komentuję mijanych ludzi, albo oglądam pierścionki i paznokcie, które na kierownicy wyglądają bardzo dobrze, albo śmieję się z brzęczącej bransoletki podczas zmiany biegów, albo śpiewam. Na wczorajszej jeździe prawie spowodowałam wypadek, bo zamiast trójki wrzuciłam piątkę.
  14. Polityka do gówno.
  15. Będę psychologiem.
  16. Po studiach jadę do Anglii. Czy gdzieś. Ale z Gabrielem.
  17. Nienawidzę Pepsi. Piję głównie wodę mineralną niegazowaną, napar z hibiskusa, zieloną herbatę i niesłodzony kompot od babci.
  18. Potrafię żyć bez słodyczy.
  19. Jestem perfekcjonistką.
  20. Trochę śpiewam, choć nie zawsze wychodzi. Trochę rysuję. Trochę piszę wiersze. Mam artystyczną duszę. Kiedyś wydam książkę.
Troszkę już o mnie wiecie, być może będzie część druga, ale to się okaże:)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Znów Feluś!

Witajcie!
Po przeczytaniu bardzo miłych komentarzy pod postem, który napisałem, zdecydowałem razem z Pańcią, że będę pisał notkę każdego 1. i 15. dnia miesiąca - tak, abym się nie męczył. Oznacza to, że kolejny post będzie 1 września, ale całe szczęście tym razem nie będzie to rozpoczęcie roku. Poza tym powstanie na blogu strona dotycząca wyłącznie mnie - będziecie się mogły tam również ze mną kontaktować (szczególnie Wasze zwierzaki).

Abyście nie zapomniały, jak wyglądam, proszę, oto moje zdjęcie:



Tylko nie zachwycajcie się za bardzo, bo się zawstydzę i nosek zrobi mi się czerwony. Swoją drogą - oglądałyście Rudolfa Czerwononosego? Ja bardzo lubię tę bajkę. Wracam do niej w każde święta i wyobrażam sobie, że jestem reniferem św. Mikołaja. Biegam dookoła pokoju, ale szybko się męczę, a potem leżę dwie godziny brzuchem do góry.

Kochane moje Wielbicielki - za tydzień w czwartek idę na szczepienie, więc trzymajcie za mnie kciuki, bo bardzo się denerwuję, kiedy pani robi mi kłuj-kłuj. Czy to dlatego, że byłem niegrzeczny?

W imieniu mojej Pańci chciałbym Wam podziękować za 69 obserwatorów.


Uważam, że ten niebywały sukces spowodowany jest moją psią osobą.
Poza tym - nie sądzicie, że pięknie to wyciąłem? Zauważcie, że łapą trudno obsługiwać touchpada.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Przyjaźń damsko-męska.

Chciałyście, Kochaneczki moje, posty tematyczne, więc takowe będą.

Na początek muszę postawić sobie pytanie: Czy wierzę w przyjaźń dziewczyny z chłopakiem?
Moja odpowiedź brzmi: NIE, ale nie kategorycznie. Dlaczego nie i jakie widzę wyjątki? Już piszę.:)


Mi nigdy nie udało się nawiązać przyjaźni z facetem, choć często się starałam. Zawsze któraś ze stron chciała czegoś więcej, co kończyło się albo czymś więcej, albo zakończeniem znajomości. Jeżeli chodzi o pierwszą opcję, to zdarzyło się to dosłownie raz lub dwa. Zazwyczaj odprawiam takich przyjaciół z kwitkiem.
Warto zaznaczyć, że nawet teraz, faceci, z którymi zarówno Gabriel jak i ja dobrze się dogadujemy zazwyczaj sugerują mi, że bardzo chętnie by się mną zaopiekowali, kiedy zdarza się, że zostajemy sami (czyt. Gabriela nie ma w pobliżu).


Tak, jak na zdjęciu powyżej, czułam się, zanim Gabriel zerwał jedną ze swoich przyjaźni z dziewczyną. Nie chodzi o to, że jej nie polubiłam, ale nie mogę zgodzić się na to, aby go dotykała wiedząc, że jest mój.
Inna jego przyjaciółka robiła mu sceny zazdrości o mnie. Publicznie.
Sami widzicie, że Gabriel też nie doświadczył prawdziwej przyjaźni z dziewczyną.


Kiedy akceptuję i wierzę w przyjaźń między dziewczyną i chłopakiem? Wtedy, kiedy jedna strona jest lesbijką/gejem. Oczywiście to działa również u brata i siostry.


Oczywiście ja i Gabriel również się przyjaźnimy. Tylko bardziej niegrzecznie.

Gwiazdeczka.

Mieliśmy wczoraj cudowną noc spadających gwiazd. Cholera, ja niestety nie widziałam ani jednej - ani wiszącej, ani lecącej, wszystko dzięki całemu mnóstwie chmur. Całe szczęście Gabriel twierdzi, że usidlił jedną i powiedziała mu, że zdam ten cholerny egzamin.

To jest moja Gwiazda. Złapałam ją chwilę temu i wsadziłam do słoika. Wypuszczę ją, kiedy spełni moje życzenie. Jak na razie mam zamiar być dla niej miła.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Cmętarz Zwieżąt.

Obiecałam Wam recenzję tej książki, więc jestem. Czytałam ją dwa dni (ma trochę ponad 500 stron), ale troszkę zwlekałam z opisaniem jej. Dlaczego? Jest to pierwsza książka Kinga, jaką przeczytałam, więc nie mam porównania. Wielu ludzi uważa Kinga za prawdziwego króla literatury horroru, a ja nie mogę go na razie za takowego uznać, bo jedna powieść to za mało.
Jakie mam odczucia? Szkoda, że tak krótko - to od razu po przeczytaniu. To raczej plus. Jest to jedna z tych książek, które pozostawiają dziwną pustkę, chciałoby się więcej i więcej. Mamy horror, oczywiście. Mamy część fantastyczną. To dobrze, lubię takie książki od kiedy w ogóle czytam (czyli od bardzo dawna). Jednak jest to fantasy dla dorosłych. Mamy małżeństwo, więc mamy również seks. King nie cenzurował scen, nie zamykał drzwi, nie gasił światła. Zakwalifikowałabym ją do przedziału wiekowego 16+. Książkę bardzo lekko się czyta. Wydaje mi się, że King ma jakiś szczególny dar do wplatania ciekawostek z psychologii i ogólnie naukowych do tekstu tak, aby dla czytelnika było to zjadliwe, niewyczuwalne wręcz. To się chwali. Trzeba dodać również, że pomimo owej prostoty, autor przenosi nas do wnętrza fabuły, widzimy miejsce, które opisuje, czujemy zapachy, strach, czy inne emocje. Jedynym zarzutem do tej historii może być fakt, że zahacza odrobinę o banał. W wielu miejscach da się przewidzieć, co za chwilkę się stanie, co przypomina mi trochę polskie seriale. Jednakże King bardzo dużo zyskał dzięki mrocznemu klimatowi, który w dużej mierze wynagradza czytelnikowi tę przewidywalność.

Filmu nie widziałam i raczej nie obejrzę, bo obawiam się, że popsułby moje dobre wrażenie o książce. Nie łudźmy się - pewne sceny po prostu trzeba było trochę ocenzurować, bo wątpię, by pokazano zwłoki dziecka, które wpadło pod ciężarówkę lub mężczyznę z pękniętą czaszką.


Oczywiście powyższa opinia wyraża moje uczucia i wiem, że ktoś może uważać zupełnie inaczej. Jeżeli tak, to proszę o napisanie swojego zdania w sposób cenzuralny i na poziomie. Z góry dziękuję.


Dostałam dziś darmową próbkę Fairy i jakichś perfum, a moja kartka wreszcie dotarła do Rosji (chodzi mi o stronę postcrossing.com, o której już kiedyś pisałam).

PS.: Wiecie, że Cmentarze Zwierząt istnieją również w Polsce? Możecie znaleźć kilka w wyszukiwarce.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Szpilki.

Miałam dla Was na dziś przygotować notkę o przyjaźni, ale dostałam okresu i nie mam na to nastroju - czuję się przeokropnie, jestem cała obolała i smutna. Niestety z Gabrielem na razie się nie zobaczę, bo Kochanie moje pracuje i pracuje. Przy życiu utrzymuje mnie wyłącznie wspomnienie wczorajszego popołudnia.

Wpadłam na Onecie na artykuł o szkole chodzenia na szpilkach, który możecie przeczytać tutaj. Moja pierwsza myśl: "Na polskie deptaki to i taka szkoła nie pomoże". Trudno jest wymagać od kobiety, aby szła na szpilkach wyprostowana, z uśmiechem na twarzy, patrząc przed siebie i kołysząc biodrami, kiedy biudla wie, że kolejny jej krok może odznaczać jakąś przeokropnie wystrzępioną dziurę w chodniku i np. skręcenie kostki. Wiem o tym z doświadczenia, bo moje pierwsze szpilki (ok. 8 cm) założyłam na zakończenie roku szkolnego w szóstej klasie, czyli jakieś 5 lat temu. Teraz oczywiście noszę wyższe. Lubię obcasy, mykam w nich, kiedy tylko mogę, chociaż zazwyczaj nie mogę, bo na spacer z psem, czy bieg do szkoły niezbyt pasują. Ostatnio niestety coraz rzadziej noszę wysokie obcasy, bo parę miesięcy temu malowniczo sobie upadłam wyginając stopę pod dziwnym kątem i noga do tej pory jest trochę niestabilna.

Kilka inspiracji:)
W tych zakochałam się od pierwszego spojrzenia. Kocham kokardki, kocham słodkie klimaty, idealnie wpasowałyby się w mój styl, chociaż wycięcie na palec zawsze mnie denerwuje.


Biorę te w środku. Obcas z koralików jest świetny, niestety bałabym się, że je zedrę.


Chętnie założyłabym je na studniówkę. Mogłyby być czarne, ale podeszwa zostaje.


Bardzo chętnie stałabym się posiadaczką takich szpilek z Nike, choć wiele osób uważa, ze to straszny kicz. Miałam już kiedyś adidasy na obcasach i były to zdecydowanie moje najwygodniejsze buty (oprócz easy tone'ów).

A Wy, jak często nosicie szpilki?




sobota, 10 sierpnia 2013

Felek włam.

Witajcie!
Postanowiłem włamać się na bloga mojej Pani i napisać coś dla Was, bo z tego co wiem, to ona olała wczoraj bloga i niczego nie napisała. Siedzi i czyta tylko ten "Cmętarz Zwieżąt", Boże, Ona zupełnie nie zna się na ortografii.
Nie wiecie, kim jestem?

To ja - Feluś.
Nie sądzicie, że jestem uroczy? Mam 4 lata, więc już umiem pisać. Czytać też. Właśnie skończyłem "Pusia - zagubiona kotka". Bardzo mi się spodobało, ale było mi trochę przykro, bo wiem, że moja Pani zawsze chciała kotka. Jestem trochę podobny do kota, więc może jednak jej nie żal, że mnie ma. Mówi mi, że mnie kocha, ale czasem na mnie krzyczy, to ją gryzę.
Zastanawiam się, czy nie wziąć by tak udziału w jakimś konkursie piękności, ale wszyscy mówią, że jestem gruby i śmierdzę, więc chyba nie wygrałbym. Jak sądzicie? Mi czasem się wydaje, że oni to wszystko tak tylko mówią, żeby mi przykro było. A ja śmierdzę tylko po kąpieli, bo kupili mi szampon i odżywkę z jedwabiem. Potem wracam do normy i pachnę sobie sobą.

Zapraszam na:

PustaMiska - akcja charytatywna

Ja już kliknąłem!

POZDROWIENIA OD FELUSIA!