poniedziałek, 31 marca 2014

Zwyczajnie, pamiętnikarsko.

Nie mam dziś, wyjątkowo, tematu głównego, dookoła którego będzie kręcił się post. Chciałam po prostu napisać, co się dzieje lub co będzie się działo, a co jest dla mnie ważne.
  1. Matura za bardzo niedługo. Bardzo niedługo to znaczy za 35 dni. Biorę się ostro za siebie, bo nie dostanę się na wymarzone studia.
  2. Dziś pisałam maturę próbną z biologii. Nie jestem zachwycona, ale nie ma tragedii. Myślę, że uzbiera się ponad 80%.
  3. Zamawiam dziś buty do biegania, więc jeżeli dobrze pójdzie, to do końca tygodnia chociaż raz pobiegam.
  4. Zamawiam dziś też naszyjnik z herbem Ravenclawu (+20 do inteligencji na maturę).
  5. Czytam wspaniałą książkę: "Echa" Danielle Steel. Możecie spodziewać się recenzji niebawem.:)
  6. Jeżeli chodzi o notki, to niedługo znajdzie się tu również kilka recenzji kosmetycznych i więcej sportu. A także tego, co po prostu wpadnie mi do głowy po drodze.:P
Nie zamęczam Was już dziś, miłego popołudnia życzę.:)

sobota, 29 marca 2014

Kto wymyślił maturę?

Do matury dostało 37 dni. Rozumiecie? Dla mnie to nie do pomyślenia, masakra.
Muszę się nieskromnie przyznać, ze jestem jedną z najlepszych uczennic w klasie. Z biologii nawet i w szkole. Jednak nie sprawia to, że mniej się stresuję, może nawet bardziej, bo mam wysokie ambicje i dużo od siebie wymagam.
I tu muszę postawić sobie pytanie: Jak się uczyć, żeby nie zwariować? 37 dni to cholernie krótki okres. Można zrobić w tym czasie wszystko lub nic.
Najwyższa pora ustalić priorytety. Tyle, że to jest trudne, bo wszystkie cztery przedmioty, które zdaję, liczą się przy rekrutacji na studia, bo wybrałam trzy kierunki. Najważniejsza jest biologia, bo ona liczy się na każdy kierunek i minimalne minimum to dla mnie 80%.
Ex aequo na drugim miejscu są polski i angielski, ale z tego nie muszę niczego robić, bo to się zrobi samo.
Na trzecim miejscu jest znienawidzona przeze mnie matma, z której żadnym cudem nie mogę wydolić na więcej, niż 50%, chociaż uczę się i uczę, i niby wszystko już umiem.
Największym jednak stresem dla mnie jest ustny angielski. Jestem dobra z angielskiego, jeżeli chodzi o pisanie, czytanie, nawet o słuchanie, ale mam straszna blokadę przed mówieniem przy obcych po angielsku. Zapominam nawet najprostszych słówek, których uczyłam się przez całe trzy lata! Dzięki Bogu, ze część ustna nie liczy się przy rekrutacji, ale wyobraźcie to sobie: ponad 80% z pisemnego angielskiego i jakieś 30% z ustnego!O.o No dobra, może trochę przesadziłam, są ludzie dużo gorsi ode mnie i zdają, więc może będę miała te 50%, ale w życiu nikomu się do tego nie przyznam.



Jeżeli chodzi o mój system nauki, to trudno cokolwiek mi Wam doradzić na miesiąc przed egzaminem, bo tak naprawdę, to najważniejsza dla mnie w nauce jest systematyczność. W najbliższych dniach mam próbną maturę z biologii, ale wiem, że nie boję się jej tak bardzo, jak reszta grupy, bo powtórzyłam już większość materiału: został mi układ rozrodczy, nerwowy i ekologia, co prawdopodobnie zdążę jeszcze zrobić, a jeżeli nie, to umiem całą resztę i sądzę, że wystarczy to, aby zaliczyć próbny egzamin na całkiem niezłym poziomie (czytaj około 80%). 


Co jest ważne, kiedy masz do nauczenia naprawdę dużą partię materiału w krótkim czasie?
Po pierwsze - odstawienie komputera.:) Facebook i wszelkie inne strony zjadają mnóstwo czasu.
Po drugie - spokój. Jeżeli wiesz, że nie zdążysz się tego nauczyć, to rzucaj tego wszystkiego, tylko podziel materiał na części i zrób tyle, ile zdążysz.Może nie dostaniesz najwyższej oceny, ale zawsze lepiej coś, niż nic.
Po trzecie - ustal czas na naukę i na przerwy. Najlepiej w systemie 45 min nauki do 15 minut przerwy. Po dwóch czy trzech takich cyklach wyjdź na godzinę na dwór, poćwicz lub spotkaj się z przyjaciółmi.
Po czwarte - proponuję słuchać muzyki klasycznej w trakcie nauki. Wiadomo, że mało kto mieszka sam, więc nikt nie ma idealnej ciszy w mieszkaniu. Dobrym rozwiązaniem jest założenie słuchawek i włączenie cichej muzyki. Pomoże Ci się to skupić.
Jeżeli chodzi o skupienie, zabierz również z miejsca w którym się uczysz rzeczy, które rozpraszają uwagę, np. telefon. Proponuję w ogóle go wyciszyć, aby dźwięk przychodzących wiadomości nie kusił.:)



Życzę wszystkim Maturzystom (i nie tylko) przyjemniej i owocnej nauki.:)

piątek, 28 marca 2014

Jasna Góra.

Byłam wczoraj na pielgrzymce (jakby ktoś nie wiedział, to maturzyści mają zawsze taki zwyczaj).
Nie ukrywam, że wiele się po tym miejscu spodziewałam - przeczytałam cały "Potop", w którym to miejsce zostało opisane jako nadzwyczajne, z resztą - wielu ludzi tak o nim mówiło. Byłam pewna, że kiedy tam pojadę, w jakiś sposób odczuję tę boską moc tego miejsca. Tak było w przypadku wizyty w Auschwitz - z ręką na sersu mogę stwierdzić, że zgadzam się ze wszystkim na temat odczuć co do tego miejsca, co w książkach piszą.
Nie mogę powiedzieć, że Jasna Góra to brzydkie miejsce. Jest bardzo ładne, bardzo zabytkowe, mamy tam urocze uliczki, całkiem ładną świątynię, pomysłowo zrobioną drogę krzyżową i pomnik Jana Pawła II, ale jakoś to wszystko nie daje "efektu wow".
No to tak łażę bez przekonania, oglądam te wszystkie pomniki, świecidełka, człapię w drodze krzyżowej, jem najgorszego kebaba, jakiego jadłam w życiu (moja wina, bo nie chciało mi się dupy ruszyć gdzieś dalej w poszukiwaniu lepszego lokalu, tylko weszłam do pierwszego lepszego rodem z PRLu), wydaję 4 zł na kibel, kupuję bransoletkę (myślałam, ze to różaniec, bo ma krzyżyk z napisem "Jasna Góra", ale okazało się, ze zamiast 10 większych koralików jest 11...), kupuję kulę wieżą kościoła i brokatem w środku, odpędzam żebraczki-Rumunki i idę bez przekonania obejrzeć odsłonięcie obrazu.
I tu, muszę przyznać, genialne uczucie, piękny widok i wreszcie ten, długo wyczekiwany przeze mnie "Efekt WOW". Nie, serio. Nie jestem religijna, ale to mnie ruszyło. Nie wiem, jak to opisać, ale moment odsuwania z tą muzyką w tle ma w sobie jakąś taką magię, że prawie się popłakałam. Chyba tylko dla tej chwili warto było tam pojechać.



Ogólnie podsumowując, to jest to bardzo ładne miejsce i nie wykluczam, że jeszcze kiedyś tam pojadę. Być może, jeżeli będę tam sama lub z rodziną, to odbiorę to wszystko trochę inaczej, niż z całym mnóstwem rówieśników. Ostatecznie - ani Wam polecam, ani Wam nie polecam, ale to chyba jedno z tych miejsc, do którego każdy Polak powinien choć raz pojechać.

środa, 26 marca 2014

Prawie-Absolwentka.

Hej Kochane!:)
Wiem, że Was zaniedbuję, ale to wszystko przez tę maturę.
Spojrzałam dziś do kalendarza i zdziwiłam się "Dziś już 26.03? Jak to?". Zdałam sobie sprawę, że za miesiąc o tej porze będę absolwentką liceum. Urocze. Potem jeszcze 8 dni i matura z polskiego. A ja złamałam wszystkie znane mi przesady co do matury! A to pech. Pomimo trzech lat wytężonej pracy naukowej, nie zdam. Dlaczego?

  1. Tuż po studniówce polazłam obciąć włosy. Cały bok na łyso. Jak Avril Lavigne i Demi Lovato, ale zrobiłam to przed nimi. Wyznaczam modę. Jestem trend-setterką, czy czymśtam. Feszynistką - będzie prościej. Bardziej z amerykańska (takiego wiejskiego).
  2. Nie miałam czerwonej podwiązki. Ogólnie to stwierdziłam, że gumka na udzie niewiele mi pomoże, ale ze względów podniecająco-seksualnych dla płci brzydkiej i lesbijskiej części płci w-większości-ładnej, założyłam czarną. Poza tym zdecydowałam się na tę, ponieważ miałam cukierkoworóżową sukienkę z jakiegoś błyszczącego prześwitującego materiału, więc był to szczyt wiochy sam w sobie, po co komu jeszcze czerwień. Pogryzłyby się i miałabym dziury w trenie (i tak miałam, bo wlókł się za mną niemiłosiernie i jakieś idiotki mi obcasami podeptały).
  3. Nie miałam czerwonych majtek. Ani stanika. Ale miałam okres, to chyba liczy się jako czerwone.
  4. Nie pomyliłam kroków przy polonezie. Pomyliłam w walcu (liczy się?).
  5. Nie zawiązałam sobie czerwonej nitki na nadgarstku, nie złamałam obcasa, nie myślałam życzeń, nie uprawiałam seksu.
ALE: Jutro jadę na pielgrzymkę do Częstochowy, więc może zdam. Będę leżała krzyżem przed ołtarzem, przed obrazem, a nawet w autokarze. Ale mam mieć biologię na co najmniej 80%.

Mój prywatny ranking studiów (czyli gdzie będziecie mogli spotkać tę idiotkę wypisującą idiotyczne idiotyzmy na swoim laleczkowatym niby-anime blogu):
  1. Psychologia na UMCS-ie (potem specjalizacja neuropsychologia).
  2. Psychologia biznesu na KUL-u.
  3. Położnictwo na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.
  4. Dietetyka na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie.
Czyli Lublin, Lublin, Lublin i jeszcze raz Lublin.
Do zobaczenia.